Bronisław Rutkowski (27 II 1898 – 1 VI 1964)
„Znałem go trzydzieści sześć lat – przeszło jedną trzecią stulecia – i zawsze wszystko, co robił, wydawało mi się normalne, proste , oczywiste. Dopiero gdy umarł, zrozumiałem nagle, jak ogromna luka powstanie przez tę śmierć w naszym życiu muzycznym, jak niezwykłą ilość pracy, energii, pomysłowości wkładał w różne dziedziny tego życia, ile zawdzięcza mu kultura muzyczna naszego czasu, i nie tylko muzyczna – kultura polska w ogóle. Zrobił naprawdę ogrom rzeczy; dzieło jego życia, choć na pozór nie tak widoczne i efektowne jak osiągnięcia wielkich kompozytorów czy najgłośniejszych wirtuozów, posiada w istocie rzadki, bezcenny walor pogłębionej wszechstronności, jest zarazem artystyczne, społeczne i intelektualne, a w tej swojej co najmniej potrójności zrośnięte przecież na wskroś organicznie w jego wyjątkowo jednorodną, oryginalną pełną uroku osobowość.
Był to człowiek niezwykły, niepowtarzalny: muzyk, wirtuoz organowy i pedagog, niestrudzony, nieustający w pomysłach i inicjatywach organizator, społecznik i ideolog, polityk kulturalny, krytyk i publicysta, prelegent radiowy i popularyzator, kompozytor i dyrygent, znawca i propagator dawnej muzyki kościelnej i świeckiej, działacz konspiracji, oficer, więzień obozów, wreszcie wieloletni rektor krakowskiej PWSM – to już mnóstwo, a przecież to tylko przybliżony i skrócony obraz jego przebogatej działalności. Kto go znał, ten dziś zadawać sobie musi pytanie: kiedy, w jaki sposób ów skromny i niezwracający na siebie uwagi, powściągliwy człowiek zdążył zrobić i przeżyć to wszystko i skąd czerpał swe impulsy, swą energię, na pozór wcale niezauważalną.
Rutkowski był niezwykle skromny (…). Nigdy nie mówił o sobie i – wydawałoby się – nigdy nie spieszył się, nigdy nie brakowało mu czasu na rozmowę, prowadzoną uroczą, archaizowaną jakby, śpiewną kresową polszczyzną(…), rozmowę, w której poruszał wszelkie problemy ziemi i nieba, z wyjątkiem swoich spraw i swojej pracy. A horyzonty miał arcyszerokie, zagadnienia intelektualne, polityczne i ideowe ciekawiły go żywo i stale, zawsze zaskoczył i ujął jakąś oryginalną uwagą, bystrym spojrzeniem, niecodziennym punktem widzenia. Europejczyk całą gęba, bywały po świecie, nasiąknięty wszechstronną kulturą i erudycją, a zarazem jakże swojski typ żarliwego działacza społecznego, wielbiciela folkloru ojczystego i ojczystej tradycji, jednocześnie podróżnik i domator, światowiec i skromny pracownik „na niwie”, ironista i uczuciowiec. To chyba tylko przedwojenne Wilno rodziło takie niezwykłe typy, łączące Zachód ze Wschodem, a Europę z urokiem polskiej prowincji. (…)
Gdy na krakowskim cmentarzu żegnały go dźwięki Stabat Mater Karola Szymanowskiego, czułem, że odszedł bezpowrotnie ktoś bardzo ważny, jeden z żarliwych twórców kultury narodowej, jeden ze skromnych , a tak niezastąpionych jej pracowników(…). Człowiek, muzyk , humanista, społecznik i patriota stanowili w nim jedno- był jednością osobliwą , nieco zagadkową , nieczęsto spotykaną, podnoszącą na duchu – krzepiącą i piękną.”
Stefan Kisielewski
„Pisma i felietony muzyczne”
tom 2, str. 234, 235, 240, wyd. Prószyński i S-ka